poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział Pierwszy

Oni poszaleli. Oni wszyscy autentycznie powariowali. A najbardziej Eros. Czy on kompletnie zidiociał? Zbyt długo przebywał ze śmiertelnikami. I jeszcze nas próbuje wciągnąć w ten swój wolontariat. Co on sobie wyobraża, myśląc że polecę na Ziemię do pomocy przy bandzie ludzi?! Tym razem przesadził. Chyba mu ta miłość całkowicie w głowie poprzewracała. No nic, pogadam jeszcze z Psyche, może ona przemówi mu do rozsądku. Naprawdę, ta dwójka z Olimpu powinna całkowicie wystarczyć na Ziemi. Z resztą, ojciec nigdy się na to nie zgodzi.
— Ateno! Ojciec Cię wzywa!— zza drzwi dobiegł mnie głos pokojówki mojej matki. Iris była jakaś podenerwowana. Ciekawe co ją ugryzło. Nie chciało mi się wstawać z łoża żeby to sprawdzać. Po komnacie znów rozległo się pukanie do drzwi i usłyszałam lekkie skrzypnięcie. Odchyliłam żółte kotary z delikatnego materiału i zobaczyłam stojącą w drzwiach Iris.
— Ateno, ojciec chce widzieć Cię jak najszybciej— oj, laska zdecydowanie jest nie w humorku. Jej skóra błyszczała złowieszczo ciemnymi kolorami, a przecież powinna roztaczać aurę tęczy.
— Hej, lepiej ci w jaśniejszych kolorach— chciałam jakoś rozładować sytuację, ale nie przekonało to Iris. Zmarszczyła tylko gniewnie brwi i wymaszerowała z pokoju. Wstałam czym prędzej z łóżka, żeby dogonić pokojówkę. Kiedy stanęłam w drzwiach zauważyłam tylko końce tęczowych skrzydeł znikające za rogiem korytarza.
— A tą piękną co znów ugryzło?— tuż koło mojego ucha rozległ się niski głos, który zmroził krew w moich żyłach. Odwróciłam się gwałtownie, przywołując jednocześnie moją włócznię. Kiedy tylko poczułam w dłoni zimny metal przyłożyłam ostrze do szyi złotowłosego chłopaka.
— Hermes, od jakiegoś czasu prosisz się o nadzienie cię na włócznię— wycedziłam przez zęby. Po żartownisiu spłynęło to jednak jak po kaczce.
— Wyluzuj, maleńka— Hermes delikatnie odsunął od siebie włócznię. Rzuciłam ją na łóżko i odwróciłam się od olimpijskiego wesołka. On od zawsze miał w zwyczaju zaskakiwać wszystkich, że nie wspomnę już od podbieraniu wszystkich rzeczy. Pomaszerowałam przed siebie, kierując się korytarzami pałacu prosto do komnaty ojca, żeby wyjaśnić całą tą niedorzeczną sytuację. On na pewno wszystko wyjaśni. Idąc wzdłuż korytarza oświetlonego ciepłymi promieniami słońca słyszałam za sobą tylko szum skrzydełek u sandałów Złotowłosego.
— A ty w jakim celu za mną leziesz jeśli można wiedzieć?— on na serio działał mi na nerwy.
— A ty się tak piękna nie bulwersuj, lecę zobaczyć czy szef mnie nie potrzebuje. Poza tym muszę powiedzieć Iris co by się tak nie bulwersowała bo ciemne chmury nad Grecją i leje jak z cebra. Żeby się tylko szef jeszcze nie wnerwił go zacznie piorunami strzelać.
Szliśmy dalej w milczeniu na spotkanie z Zeusem. Kiedy podeszliśmy w końcu pod drzwi z głębi gabinetu usłyszeliśmy podniesione głosy.
— Czyli jakaś grubsza afera nam się kroi— uśmiechnął się pod nosem Hermes. Tego to nigdy nic nie ruszało. Otworzyłam ciężkie wrota i weszliśmy do komnaty. Ojciec siedział na bogato zdobionym tronie a wokół niego siedzieli niemal wszyscy młodzi. Żywo dyskutowali, Gromowładny uciskał koniuszkami palców skronie. Zdecydowanie nie był w dobrym humorze.
— Witaj ojcze— ukłoniłam się lekko i usiadłam na wolnym krześle po prawej stronie jego tronu.
—Dobry, szefie— Hermes uniósł się do góry robiąc podwójne salto zamiast tradycyjnego ukłonu.
— Dobra cyrkowiec, lepiej powiedz gdzie byłeś?— wokół głowy ojca pojawiły się błyski oznaczające złość.
— No właśnie też bym to chciała wiedzieć— Iris siedziała w kącie komnaty nadal w złym humorze.— Przez Ciebie Pani Hera jest na mnie wściekła, bo musiałam ganiać za wszystkimi, bo Ciebie oczywiście nie było!— wstała ze swojego siedzenia i wyszła z sali trzaskając drzwiami. Hermes stanął jak wryty wpatrując się tęsknym wzrokiem w miejsce w którym zniknęła Iris. Od pewnego czasu zauważyłam, że złotowłosy coraz bardziej poszukuje towarzystwa dziewczyny, jednak ona unika go jak ognia. Wcale się nie dziwię, on działa wszystkim na nerwy. A szczególnie Iris, która musi wykonywać większość jego obowiązków.
— Ojcze, czy możesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi z naszą wędrówką na ziemię?— chciałam w końcu wyjaśnić całe to zamieszanie.
— To chyba proste— odparła z uśmiechem, niemal oślepiając wszystkich bielą swoich zębów Afrodyta.— Idziemy na Ziemię — zaklaskała w dłonie. No tak, jej całkowicie odpowiada towarzystwo ludzi, żeby tylko nie byli to mężczyźni . Nike też siedziała jak na szpilkach z pełnym zadowolenia uśmiechem. Zapewne już wyobraża sobie jak będzie mogła trochę poćwiczyć ze śmiertelnikami, uwielbiała ich sporty. Rozejrzałam się po komnacie. Dionizos siedział kiwając się na krześle. Zapewne nie interesowało go to, co dzieje się tutaj, marzył już raczej o tej butelce wina, której szyjka wystawała lekko zza jego szaty. Ares stał w kącie podzwaniając mieczem o tarczę, a nasze drogie bliźniaki Artemida i Apollo grali w łapki. Schowałam twarz w dłoniach. Oni wszyscy są zdrowo szurnięci.
— Ateno— ojciec w końcu zwrócił się do mnie.— Eros ma bardzo poważny problem w swoim klubie i potrzebuje naszej pomocy.
— Eros ma bardzo poważny problem z głową— bąknął Ares.
— On sam chciał pójść na ziemię, ja się raczej do tego nie garnę!— zaoponowałam.
— Córeczko, proszę, chociaż mnie wysłuchaj. Albo może lepiej, żeby Eros sam ci to wytłumaczył— uniósł wzrok do góry. Spojrzałam w tamtą stronę. Przy suficie unosił się różowo- biały obłok, z którego wystawały tylko nogi.
— Erosie, zejdźże wreszcie na ziemię— jęknął Dionizos, korzystając z okazji, że oczy wszystkich skierowane są do góry, pociągnął zdrowego łyka z butelki. Obłok zaczął zniżać się powoli. Po dłuższej chwili ukazał się nam Eros w całej okazałości. Leżał na obłoku z rozmarzonym wyrazem twarzy. Nie zareagował na znaczące pochrząkiwanie wszystkich ani na potrząsanie ramieniem. Zaczęłam żałować, że nie mam swojej włóczni żeby zetrzeć mu ten głupi uśmieszek, całe szczęście Ares pomyślał o tym samym i już po chwili trzasnął zakochańca tarczą w twarz. Wyrwanie go  z letargu sprawiło, że chmura zniknęła i młody upadł boleśnie na zadek wśród śmiechów reszty. Nawet ojciec był lekko rozbawiony.
— Może teraz zacznie gadać— szepnął Ares oddalając się niezauważony przez Erosa.
— No bardzo śmieszne, zakochacie się to będziecie mnie rozumieli— młody wstał i otrzepał się z kurzu.— Ateno, pilnie potrzebuję Cię na ziemi.
— Nigdzie nie idę— byłam zdecydowana.
— Chociaż mnie wysłuchaj, proszę— spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
— Nawet nie próbuj na mnie tych swoich sztuczek z rozczulającym uśmieszkiem— zaśmiałam się do niego. Świetnie, to znaczy, że już jestem pod wpływem jego czaru.— Gadaj byle szybko, bo potem mam zamiar ubić cię za te czary— założyłam ręce na piersiach i usadziłam się wygodniej na tronie. Eros zaczął tłumaczyć swoją prośbę. Po każdym wypowiadanym przez niego zdaniu otwierałam coraz szerzej oczy ze zdumienia. Kiedy skończył, wszyscy siedzieliśmy w ciszy.
— Więc nie mamy wyjścia, tak? Musiałeś obiecać śmiertelnikowi naszą pomoc— jęknęłam.
— Obiecałem mu, że pomorze mu piątka bogów— Eros próbował się tłumaczyć
— Moment— Afrodyta zmarszczyła brwi.— czyli potrzebujesz jeszcze trójki, bo przecież ty i Psyche…
— No właśnie ja i Psyche szykujemy się do ślubu, więc, nie będziemy pracować dla klubu— uśmiechnął się przepraszająco.
— Czyli mamy wszystko załatwione— Zeus wstał z tronu, urywając naszą dyskusję.— Ateno, wybierzesz czwórkę z obecnych tu i jutro wybierzecie się na Ziemię. I nie chcę słyszeć żadnych dyskusji— dodał, widząc że otwieram usta by zaprotestować. Zamknęłam oczy żeby się uspokoić. Co ja takiego zrobiłam, żeby spędzić rok w towarzystwie tej bandy i to na dodatek na Ziemi.
— I co, kogo bierzesz ze sobą?— Eros kucnął tuż obok mnie i przyglądał się z uśmiechem reszcie.
— Więc…— Zaczęłam. Rozejrzałam się po sali. Westchnęłam ciężko.— Wezmę Nike, ona aż garnie się do grania i z pewnością przyczyni się do zwycięstwa… Tak, Nike będzie pomocna i nie sprawi mi problemów— Eros przyjął mój pomysł z aprobatą.— Bliźniaki?— spojrzałam pytająco na młodego.
— Jestem pewien, że znajdę dla nich jakieś zajęcie.
— Więc zostało jedno wolne miejsce— nie byłam pewna kto jeszcze przyda mi się w tej misji.
— Ares?
— Niee… nie chcę żeby wszczynał jakieś burdy— wojownik, dosłyszawszy moje słowa spojrzał na nas spode łba.
— Faktycznie, prędzej mu do kibola niż kibica— zaśmialiśmy się oboje i pomachaliśmy do obrażonego Aresa. Jego złowrogie spojrzenie już dawno na nas nie działało.— Może lepiej Dionizos.
— Kochana, piłkarzom nie wolno pić— dopiero teraz zauważyłam, że flaszka którą przyniósł ze sobą jest już niemal pusta. Kiedy on zdążył to wypić?!
— Dobra, zły pomysł.
— Weźmy Hermesa— Eros wskazał na wiszącego właśnie do góry nogami Złotowłosego. Właśnie próbował zwinąć Artemidzie łuk i strzały, które położyła obok siebie podczas rozmowy z bratem.
— Spójrz na niego, ten twój śmiertelnik raczej nie będzie zachwycony mając kleptomana w klubie.
— Klopp nie znosi kradzieży, a ma tak sokoli wzrok, że nawet boga by na tym złapał.
— Więc zostaje nam…— zaczęłam niepewnie.
— O nie!!!— Młody podniósł się gwałtownie— zbyt długo pracowałem nad tym, żeby chłopaki mieli udane życie prywatne, nie pozwolę żeby ona wszystko zniszczyła.— Eros i Afrodyta od zawsze darli ze sobą koty. Podczas on starał się by wszyscy byli szczęśliwi w miłości, ona psuła związki. Afrodyta była urodzoną podrywaczką, ciężko było ją opanować.
— To kogo mam wziąć— rozłożyłam bezradnie ręce.— Mamy alkoholika, kleptomana, kibola i podrywaczkę. Świetny wybór— skwitowałam. Kiedy wstałam z tronu oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę.— Słuchajcie. Niech na jutrzejszą podróż na ziemię będą gotowi Nike— dziewczyna uśmiechnęła się do mnie promiennie.— Apollo i Artemida— bliźniaki ucieszyły się że będą razem pracować.
— A kto będzie piąty?— Zapytał  Hermes.
— Tego jeszcze nie ustaliłam.
— Chcielibyśmy to wiedzieć TERAZ— Afrodyta spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Jutro rano się dowiesz— syknęłam. Skierowałam się w stronę wyjścia. Byłam zmęczona i musiałam przemyśleć sprawę piątego boga. Nie miałam pojęcia kogo wybrać.— Widzimy się jutro w południe tu w tej komnacie— zawołałam do już wybranych i wyszłam jak najszybciej z sali. Dopiero kiedy zamknęłam wrota poczułam przypływ wściekłości. Czar Erosa przestał działać. Świetnie, czyli oznacza to, że dałam się wkręcić w jakąś głupią misję. Ja kiedyś mu te jego strzały miłości wsadzę w zad! Ciekawe czy wtedy mnie uspokoi swoimi zaklęciami. Pomaszerowałam w stronę komnaty. Od jutra zacznie się ciężki dla mnie  rok.





Jedyneczka leci prosto do Was:)Ogromne podziękowania dla Martiny za cwaniaka Hermesa:* Jak myślicie, kto będzie piąty w drużynie?:) Pozdrawiam serdecznie,

lemoniada^^

piątek, 28 lutego 2014

Prolog

Trener Juergen Klopp nerwowo przemierzał swój gabinet. Źle się działo w jego klubie, jeszcze jeden kontuzjowany zawodnik i nie będzie miał kogo wystawić w nadchodzących meczach. Po prostu wspaniale. Ze złości uderzył zaciśniętą pięścią w biurko.
— Ekhm… Panie trenerze— to jego młody asystent nieśmiało zaglądał przez uchylone drzwi.
— Tak Ernst, chciałeś się zobaczyć, mówiłeś, że masz pomysł na poprawienie naszej gry.
— No tak… tylko najpierw musiałbym wytłumaczyć panu pewną kwestię… ale lepiej niech pan usiądzie.
— Jeżeli to ma pomóc, to wal śmiało—  trener przysiadł na brzegu biurka i spojrzał wyczekująco na swojego asystenta.
— To ja zacznę od początku…


Trzy godziny później


Klopp siedział blady w fotelu mocno ściskając dłońmi podłokietniki. Ernst podawał mu trzecią już z kolei szklankę wody. Trener trzęsącą się ręką chwycił naczynie i wypił wszystko duszkiem.
— Więc ty jesteś…
— Tak.
— I jest was więcej?
— Dokładnie.
— A twoja narzeczona?
— Też.
—I ci inni niedługo…
— Przyjadą tu, tak jak już mówiłem — Juergen Klopp westchnął głęboko.
— To wiesz co Ernst... czy Eros… sam już nie wiem jak do ciebie mówić. Daj mi jednak coś mocniejszego— Ernst wstał czym prędzej i chwilę potem trzymał już w dłoni pękatą butelkę whisky.
— Skoro pan już zna tajemnicę, wolałbym Eros.— Nalał nieco do szklanki i znów podał ją trenerowi. Mężczyzna jednym łykiem opróżnił szkło.

Bogowie. Greccy. Żyją jak zwykli ludzie i pomagają ludziom. I na dodatek zjawią się tutaj. W klubie. To się zazwyczaj nie zdarza. „ Chyba zaczyna mnie boleć głowa” trener miał mocne serce ale jeszcze nigdy nie był tak blisko zawału jak dziś.


—Jedno jest pewne— spojrzał na chłopaka, który nagle zaczął wydawać mu się taki… pozaziemski ( „w sumie nie powinno mnie to dziwić, jest bogiem”  jeszcze długo nie będzie mógł przyzwyczaić się do tej myśli).— To będzie długi i ciekawy rok.



Nie mam pojęcia, jakim cudem mogłam wpaść na taki pomysł:) Będzie śmiesznie, będzie się działo^^ Bogowie schodzą z Olimpu zapobiegnąć kryzysowi, a to wróży tylko wiele ciekawych zdarzeń:) Zapraszam do czytania, liczę na Wasze komentarze:) Pozdrawiam, Lemoniada^^